czwartek, 22 listopada 2012



Do Freckenfeld przyjechałam 5 listopada ok 8 wieczorem drzwi otworzyła mi młoda dziewczyna która się ucieszyła że już przyjechałam jak później mi powiedziała to zaczęła się martwić czy ogóle przyjadę. Carl spał już a jego żona Lisalotta czekała wraz tą dziewczyną. Nie napiszę jak się nazywała gdyż myślę że nie chciałaby tego abym wspominała o tym. Po pokazała mi co jak się robi, o której są posiłki które przygotowywała Lisalotta, kiedy mam przerwę oraz że jest w wiosce jeszcze jedna Polka. Wieczorem kiedy byłyśmy opowiedziała mi że to trudna rodzina o czym się przekonałam na własnej skórze. Mówiła mi o wizycie niemieckiej firmy która pośredniczy w zatrudnianiu opiekunek i znajdywaniu rodzin potrzebujących. Pojechała nad ranem zadowolona że już ma ten koszmar za sobą ale niestety ten koszmar miałam sama przeżyć. Nie musiałam długo czekać zaczęło się od samego rana...

Opiszę tylko jeden dzień z życia u tej rodziny gdyż większość była niemal identyczna.

Rankiem jak zawsze ubierałam Carla i poszłam szykować śniadanie. Podczas śniadania oczywiście najpierw zrobiłam kanapkę Carlowi i pokroiłam w kawałeczki dałam widelec i usiadłam do śniadania ledwo zdążyłam ugryźć kanapkę to Lisalotta kazała przynieść szklankę

więc wstałam i podałam jej szklankę ledwo dotknelam kanapki to kazała sobie nalać a później to kazała okulary a to drzwi otworzyć żeby pielęgniarka mogła przyjść z lekami a to pomóc jeść Carlowi. Jakoś z cudem między tymi rozkazami zdążyłam zjeść jakoś śniadanie. Po śniadaniu nie lepiej jak tylko poszłam do siebie żeby zrobić poranną toaletę to zaczęła mnie wołać kiedy zeszłam okazało się że mam podnieść brudną chusteczkę i wyrzucić do kosza. Podniosłam tą chusteczkę i ją wyrzuciłam ale wkurzałam się i poszłam na górę a ona od nowa ... ale już nie reagowałam wcale na to że krzyczy na cały dom. Dopiero kiedy skończyłam zeszłam i zapytałam się czego chce ... Na obiedzie było podobnie jak podczas śniadania ale jakoś zdążyłam zjeść i posprzątałam i wychodziłam na przerwę do Polki która niedaleko pracowała.

Wieczorem przed położeniem spać Carla zaczęły się problemy z położeniem jego spać robił się agresywny nie chciał się myć więc rezygnowałam z mycia ale i tak jak się do niego zbliżyłam to zaczął bić, pluć.drapać a pod koniec ciągnąć za włosy kiedy się nachyliłam żeby buty mu ściągnąć.

Zwy trzymałam tak tydzień ale później to już zadzwoniłam do firmy polskiej że nie daję rady że tak nie można pracować.

Powiedziano mi że na drugi dzień przejedzie niemiecka firma która też pomaga w takich sytuacjach oraz że będzie ich syn. Niemiecka agencja przyjechała i owszem rozmawiała o tej całej sytuacji a sama przekazałam co się dzieje w tym domu przez ten cały czas. Jak wiedziałam już wcześniej to już nie pierwszy raz jest i że były też wcześniej opiekunki które po 2-3tygodniach odjeżdżały. Po mimo całej rozmowy poprawa była tylko pól tygodnia gdyż parę dni później Lisalotta wymyśliła że będę chodzić wraz z Nią po Freckenfeld i roznosić ciasto. Nie zgodziłam gdyż wiedziałam że nie mogę zostawić Carla samego w domu gdyż to za niego brałam odpowiedzialność. Z całej złości Lisalotta chciała żeby to jej mąż poszedł z nią to cholerne ciasto roznosić ale i też nie zgodziłam się na to wówczas odciągnęłam Carla od niego a ona zaczęła mnie bić po rękach i po nogach. Z racji że jestem młodsza i silniejsza odsunęłam Carla i zaprowadziłam go domu gdzie zamknęłam go w pokoju stołowym gdyż on chciał iść za nią na podwórko. Z nerwów zadzwoniłam do firmy polskiej żeby po informować o zaistniałej sytuacji ale i także napisałam e-mail do syna. Na drugi dzień Firma zdecydowała się że jednak zjeżdżam do Polski gdyż nie mogę się narażać na takie sytuacje...

Jeśli chodzi o jedzenie to sprawa nie lepiej się przestawiała gdyż robiła zupy z puszki które rozrzedzała z wodą dodawała białą kiełbasę albo konserwę z puszki oraz rozgotowany makaron i tak się jadło przez trzy dni a jak była końcówka zupy to dodawała inną zupę z puszki i tak cały czas...

Przed wyjazdem sytuacja była bez zmian raptem przed wczoraj Carl wszedł na górę i nie chciał ogóle zejść próbowałam już wszystko prośbą, groźbą wołała go nawet Lisalotta ale bez skutku...

Postanowiłyśmy że pójdziemy po sąsiada po pomoc owszem przyszedł pomógł żeby zeszedł a nawet próbował namówić żeby poszedł spać oraz wziął krople na uspokojenie które je podałam a on je wypluł. Żona sąsiada próbowała pomóc mi żebym mogła rozebrać ale on okładał mnie pięściami pluł wykręcał palce a kiedy mu spodnie zakładałam to pociągnął mnie za włosy

wkurzyłam już nieziemsko krzyknęłam Ruhe ! Sofort! (spokój ! Natychmiast) siedź i nie mów nic oczywiście po niemiecku Nic pomogło ale na chwilę się uciszył więc w tym czasie szybko skończyłam go ubieram i dosłownie rzuciłam na łóżko. Tak mniej więcej miałam przez ten cały czas.

Teraz to już jadę do Polski ale niestety i tak będę musiała znowu wyjechać gdyż nie mam więcej pieniędzy a tamte za inwestowałam już a czuję się zmęczona fizycznie i psychicznie. Wiem jedno nie poddam się i zrealizuję swoje plany choćby nie wiem co się działo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz