czwartek, 31 grudnia 2015

Życzenia Noworoczne :)


Kochani !
 
Życzę wam dużo zdrowia i szczęścia w nadchodzącym 2016 roku
aby był jeszcze lepszy niż obecny
 
Freya i kuchnia na antypodach.

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Tocumwal Regional Park - dzień drugi.


Drugi dzień pobytu w Tocumwal Regional Park rozpoczęłam dość nie zwykle...
Po ciężkim dniu jaki był dla nas piątek i spałam tak mocno, że nawet nad rankiem wrzaski papug kakadu oraz kukabarra nie obudziły mnie, ale gdzieś około siódmej rano z błogiego snu obudził mnie mąż który wpadł do namiotu i zaczął mnie budzić mówiąc że właśnie zobaczył jak miś koala idzie sobie spokojnie do rzeki żeby się napić..
Wówczas szybko otworzyłam oczy i wybiegłam z namiotu w piżamie, na boso nie dbając o pająki, węże i inne " przyjemne: zwierzątka.. Jedynie zdążyłam chwycić szybko telefon komórkowy żeby móc zrobić zdjęcia... Pobiegłam nad rzekę żeby móc zobaczyć  misia którego zawsze widziałam tylko w zoo, a tu miałam tak blisko!

Z bezpiecznej odległości obserwowaliśmy jak Koala spokojnie, bez pośpiechu pije sobie wodę po czym leniwie poczłapał pod drzewo zastanawiając się które wybrać na drzemkę.  My zaś powoli, żeby go nie spłoszyć  szliśmy za nim i robiliśmy zdjęcia.
Byliśmy bardzo ciekawi jakie wybierze drzewo, a tu Koala sprawił nam niespodziankę wspinając się na drzewo tuż obok naszego namiotu! Tak więc przez cały dzień mogliśmy obserwować co porabia w ciągu dnia.
 


Wiadomo, że misie Koala spędzają prawie cały dzień śpią i od czasu do czasu jedzą liście eukaliptusa lecz niespodziewanie miś  zaczął wydawać dziwne dźwięki podobne do dzikich świń ! 
To było dla mnie wielkim szokiem  ponieważ dzień wcześniej, kiedy siedziałam  z mężem przy ognisku słyszałam te dźwięki dzikich świń i byłam autentycznie przerażona,  tym że tu są dziki! A to się okazało  że  tylko Koale!
Cały dzień minął dość leniwie ale tylko przygotowaliśmy sobie jedzenie na maleńkiej gazówce i na szybkim sprzątaniu resztek ponieważ wszędobylskie mrówki i wybitnie dokuczające muchy szukały jedzenia. 
W całym swoim życiu nie widziałam tak "wrednych" much !  Dosłownie jak gdzieś była odrobina jedzenia lub picia to zaraz  się pojawiały! Jedzenie posiłków w ciągu dnia było naprawdę utrudnione ale nie narzekałam ponieważ byłam na łonie natury i trzeba było sobie jakoś radzić....


Pod wieczór mój Aussie  poszedł łowić ryby ale niestety nie miał zbyt wiele szczęścia ponieważ  przepływające motorówki płoszyły ryby... Tylko wieczorem  udało mu się złowić mały okaz Murray Cod.  Jest to ryba częściowo objęta  ochroną ponieważ można wziąć ryby które urosły do 50 cm  oraz można złowić tylko dwie sztuki na dzień.Niestety nasz miał tylko 40 cm :( 
 Mieliśmy dylemat co zrobić z tą rybą puścić czy też mimo wszystko zjeść? Naprawdę miałam ochotę spróbować jak smakuje Murray Cod ale w końcu zdecydowaliśmy ją puścić wolno...

Wieczorem, zrobiliśmy sobie znowu ognisku i mój mąż upiekł w popiele ziemniaki, kukurydzę, a później nabraliśmy ochoty na pieczone kiełbaski. Na koniec, zaś  patrzyliśmy na pięknie rozgwieżdżone niebo, z dala od zgiełku miasta .....
Do domu wróciliśmy w niedzielę żeby mój mąż mógł spokojnie przygotować się do pracy.
 

środa, 23 grudnia 2015

Wesołych Świąt :)

 
 
 
  Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia
wszystkim czytelnikom  
ślę najserdeczniejsze życzenia
wesołych, pogodnych i rodzinnych Świąt,
a także szczęśliwego Nowego Roku.
 
 
Freya93 i Kuchnia na antypodach
 
 

wtorek, 22 grudnia 2015

Tocumwal Regional Park - dzień pierwszy


Tydzień temu wybrałam się razem z moim mężem na pierwszy kamping w Australii!
Nie powiem że się nie bałam że być może spotkam tam pająki, węże oraz inne owady które są mało przyjemne w bliższym kontakcie ale mimo wszystko pojechałam i nie żałuję tej decyzji!!

Było wspaniale nie za gorąco i nie za zimno. W sam raz na weekend pod namiot!  Pojechaliśmy w piątek kiedy tylko skończyłam zajęcia szkolne, mąż wrócił z pracy. Szybko wzięliśmy prysznic oraz rzeczy które przygotowaliśmy wcześniej na kamping taki jak stół, mini gazówka, materace, garnek, czajnik, patelnię, trochę papierowych talerzy oraz sztućców, ubrań trochę zmianę,, jedzenie i najważniejsze WODĘ! Wzięliśmy około 30 litrów wody do picia, mycia naczyń oraz do czyszczenia ryb ( mimo że złapaliśmy mały okaz ryby Murray Cod) i oczywiście nie mogliśmy zapomnieć o kremie ochronnym przed słońcem. Na miejsce dojechaliśmy mniej więcej o 7.30 wieczorem więc mąż szybko rozłożył namiot a w tym czasie poszłam szukać suchych gałęzi na ognisko.
Wybierając się tutaj na kamping do lasu czy gdziekolwiek należy pamiętać żeby sprawdzić czy w danym dniu można palić ogień tutaj.
Kiedy już namiot był gotowy i zdążyłam nazbierać wystarczającą ilość gałęzi, rozpaliliśmy ognisko.
Było bosko!  Patrzeliśmy jak ogień liże swym żarem suche gałęzie oraz jak słychać było trzask palących się gałęzi. Mój mąż powiedział, że jego kolega z pracy nazwał ognisko " leśnym telewizorem" Ogień wszystkich urzeka swą niszczycielską mocą... Kiedy już nasyciliśmy się widokiem ognia to upiekliśmy kiełbaski na patyku ( mój mąż pierwszy raz je jadł ) a na deser zrobiliśmy sobie marshmallows lekko podpieczone na patyku.. ( Jadłam je pierwszy raz)  i oczywiście do tego było obowiązkowe piwo na koniec dnia... było cudownie chłodno ale i zarazem czuliśmy ciepło do żaru ognia ...






 






sobota, 19 grudnia 2015

Wycieczka do Williamstown II


Kiedyś wspomniałam, że jak gdzieś jadę to robię mnóstwo zdjęć i czasem naprawdę mam duży problem które zdjęcia są najlepsze żeby dać na blog. Dlatego ostatnio postanowiłam że będę robiła krótkie filmiki które pokażą to co chciałabym podzielić z wami. Z góry przepraszam że nie zawsze jakość filmiku będzie dobra lub też inne usterki.

 
 
 
 
 





Flinders Street Station
 



 

piątek, 18 grudnia 2015

Wycieczka do Williamstown.

  Znowu mam zaległości w stawianiu postów na blog ale mogę jedynie wytłumaczyć tym że o w ostatnim czasie w rodzinie męża dość dużo się dzieje i raczej to są smutne wydarzenia. tak jak poważna choroba cioci którą traktuję jak matkę oraz śmierć mamy kuzynki ze strony teściowej..
Cóż taka jest kolej rzeczy ale czasem trudno się z tym wszystkim pogodzić ale życie płynie dalej....
U mnie też trochę się dzieje chociażby koniec nauki języka angielskiego oraz oczekiwanie na rozwiązanie pewnej bardzo ważnej dla mnie sprawy...
Nie będę zanudzać was tym wszystkim ale za to chcę wstawić zdjęcia z szkolnej wycieczki do Williamstown. To była wspaniała wyprawa dla mnie chociażby dlatego że w drodze powrotnej miałam okazję siedzieć na miejscu kapitana i przez parę minut poprowadzić stateczek.
Dla niektórych może się wydawać, że w moim wieku nie powinnam się cieszyć jak dziecko takimi drobiazgami, ale powiem wam jedno cieszcie się życiem póki się da, przeżywajcie intensywnie. Każde radosne wydarzenie nie patrzcie co powiedzą inni ponieważ nigdy nie wiadomo ile radości jest nam przeznaczane.
Każdy radosny dzień to dzień przeżyty świadomie że życie mimo wszystko jest wspaniałe. Życie jest złożone z drobiazgów które gromadzą się u tworzą nam doświadczenia ...

Widok na Eureka Skydeck

 

Dodaj napis



 

W oddali Melbourne Star


West Gate Bridge ma 2,583 m długości i

Seafarers Bridge

środa, 9 grudnia 2015

Szybka wycieczka po Melbourne


  Jak wspomniałam w wcześniejszym poście, podczas polskiego festiwalu razem z koleżanka pokazaliśmy miasto  naszej znajomej która przyjechała z Polski. Nie zrobiłam zbyt wiele zdjęć ale mimo wszystko wrzucę tu te kilka zdjęć.
 W następnym poście zamieszczę więcej fotek z mojej ostatniej wycieczki
Nie była to zwykła wycieczka ale z miasta popłynęliśmy małą wodną taksówką do Wiliamstown










 .