wtorek, 22 grudnia 2015

Tocumwal Regional Park - dzień pierwszy


Tydzień temu wybrałam się razem z moim mężem na pierwszy kamping w Australii!
Nie powiem że się nie bałam że być może spotkam tam pająki, węże oraz inne owady które są mało przyjemne w bliższym kontakcie ale mimo wszystko pojechałam i nie żałuję tej decyzji!!

Było wspaniale nie za gorąco i nie za zimno. W sam raz na weekend pod namiot!  Pojechaliśmy w piątek kiedy tylko skończyłam zajęcia szkolne, mąż wrócił z pracy. Szybko wzięliśmy prysznic oraz rzeczy które przygotowaliśmy wcześniej na kamping taki jak stół, mini gazówka, materace, garnek, czajnik, patelnię, trochę papierowych talerzy oraz sztućców, ubrań trochę zmianę,, jedzenie i najważniejsze WODĘ! Wzięliśmy około 30 litrów wody do picia, mycia naczyń oraz do czyszczenia ryb ( mimo że złapaliśmy mały okaz ryby Murray Cod) i oczywiście nie mogliśmy zapomnieć o kremie ochronnym przed słońcem. Na miejsce dojechaliśmy mniej więcej o 7.30 wieczorem więc mąż szybko rozłożył namiot a w tym czasie poszłam szukać suchych gałęzi na ognisko.
Wybierając się tutaj na kamping do lasu czy gdziekolwiek należy pamiętać żeby sprawdzić czy w danym dniu można palić ogień tutaj.
Kiedy już namiot był gotowy i zdążyłam nazbierać wystarczającą ilość gałęzi, rozpaliliśmy ognisko.
Było bosko!  Patrzeliśmy jak ogień liże swym żarem suche gałęzie oraz jak słychać było trzask palących się gałęzi. Mój mąż powiedział, że jego kolega z pracy nazwał ognisko " leśnym telewizorem" Ogień wszystkich urzeka swą niszczycielską mocą... Kiedy już nasyciliśmy się widokiem ognia to upiekliśmy kiełbaski na patyku ( mój mąż pierwszy raz je jadł ) a na deser zrobiliśmy sobie marshmallows lekko podpieczone na patyku.. ( Jadłam je pierwszy raz)  i oczywiście do tego było obowiązkowe piwo na koniec dnia... było cudownie chłodno ale i zarazem czuliśmy ciepło do żaru ognia ...






 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz