czwartek, 19 marca 2015

Kino ... samochodowe!

  Przez dłuższy czas miałam problemy z moim komputerem więc miałam dość ograniczony dostęp do internetu ale już kłopoty minęły..  
Przez te małe problemy nie mogłam napisać o mej pierwszej wizycie w kinie samochodowym!




 

Kiedyś w Melbourne, w niemal każdej dzielnicy był chociaż jedno takie kino i cieszyły się dużą popularnością  ale to było jakieś 25 lat temu. Teraz niestety  w Melbourne są tylko dwa takie kina. Nie dawno mój mąż zaproponował żebyśmy pojechali do driving cinema. Bardzo chętnie się  zgodziłam ponieważ znałam takie miejsca tylko z filmów amerykańskich więc  pewien piątkowy wieczór  wybraliśmy na komedię szpiegowską.
Jak tylko już przejechaliśmy bramkę, zobaczyłam wielki parking, na którym znajdowały się trzy wielkie ekrany.
Na poboczu zaś mała knajpka gdzie można kupić sobie coś do picia i jedzenia.
Kiedy zapadł zmrok, a parking zapełnił się wówczas rozpoczął się film, a dźwięk słuchaliśmy z radia samochodowego więc otworzyłam piwo oraz wzięłam popcorn i oglądaliśmy komedię szpiegowską..
Seans skończył się przed północą. Pierwsza wizyta w kinie samochodowym pozostawiła nie zapomniane wrażenia..

 
 



 

poniedziałek, 9 marca 2015

Dziś minęło dwa lata ...


Dziś mija dokładnie dwa lata o czasu kiedy przyjechałam tu do Australii.
Chciałabym napisać dziś post o tym co się zmieniło w moim życiu od tego czasu co mieszkam tu na drugiej pókuli. A zmieniło się wszystko! 
Niektóre zmiany są pozytywne, a nie które niestety niezbyt dobre, ale cóż takie życie nie można mieć wszystkiego.


Przyjeżdżając tu nie wiedziałam, o tym że znajdę miłość swego życia i wyjdę za mąż.
Tutaj znalazłam też wspaniałych ludzi tak jak rodzina mego męża. Poznałam Basię, starszą panią która ma niesamowity talent malarski i pisze ikony) .Suchada zaś była pierwszą przyjaciółką, która swym optymizmem i dobrym słowem przywróciła mi wiarę, że nie jestem tu sama i rozumie co to znaczy być obcokrajowcem, tylko wielka szkoda że już nie żyje.
Spotkałam też, Asię z Sydney, która przywróciła mi trochę wiary w Polaków za granicą i że nie każdy Polak jest zły.
W szkole do której chodzę poznałam Thrin, która swym optymizmem i śmiechem skutecznie leczy z melancholii. Pracując w Hotelu poznałam również też fajną Filipinkę Lani. Z Lani to była trochę dziwna historia ponieważ jak sprzątałam jej pokój parę razy i jak przyszła do szkoły od razu mnie rozpoznała, ale niestety jej nie pamiętałam, jak parę dni później pokazywała mi zdjęcia to wtedy przypomniałam sobie, że faktycznie rozmawiałam z nią kilka razy..
W szkole też poznałam Macedonkę Daniellę która jest naprawdę miłą i fajną dziewczyną.
W ostatnim terminie AMEP poznałam również Katy- Chinkę, która  również tak jak ja odczuwa samotność mimo że ma dobrego męża i wspaniałą córeczkę.
 
 

W szkole spotkałam wspaniałych nauczycieli takich jak Janet, Sonia, Rizana, którzy ciągle powtarzają że powinnam być bardziej pewna siebie i nie powinnam ciągle przepraszać za mój angielski ponieważ bardzo dobrze radzę sobie z językiem.   
Codziennie rano kiedy widzę Sonię to ona zawsze mówi do mnie:  A ty ciągle gadasz i gadasz ale to dobrze twój angielski jest coraz to lepszy...

Tu zaczęłam jeździć też autem chociaż na początku było trochę niebezpiecznie bo ciągle mi się myliły strony a teraz już czasem jeżdżę sama autem i czuję się coraz pewniej na drodze.


Na początku było dla mnie trochę dziwne, że lato przypada na listopad grudzień styczeń i luty i święta Bożego Narodzenia są bez śniegu. Tu Polacy inaczej nieco obchodzą święta i nie ma tej rodzinnej atmosfery co w Polsce ale w zeszłym roku udało mi się stworzyć tą atmosferę w naszym domu... Tak że teściowa miała łzy w oczach. Były kolędy, tradycyjne potrawy i prawie cała rodzina w komplecie..
Czego mi tu brakuje?
Tu jest wiele rzeczy kt
óre mi się podobają ale nie tego smaku i zapachu chleba który codziennie jadłam w Polsce. Wędliny też mi nie smakują więc nie jem.  Jabłka nie są tak smaczne jak w kraju w którym żyłam przez większość mego życia ale za to tu są wspaniałe brzoskwinie, nektarynki arbuzy które jem prawie pół roku !
 


Decydując się na wyjazd nie wiedziałam że stracę kontakt znajomymi którzy wydawali się dobrymi znajomymi i mysłałam że mimo odległości oraz zmiany czasu przetrwają ale niestety nie przerwało próby czasu...

Osoby które mieszkają na stałe za granicą wiedzą jak nieraz jest trudno wytłumaczyć innym swoje odczucia.ale już dawno zrezygnowałam z tłumaczenia lecz ukryłam to głęboko w sobie... 
W dużych miastach jest dużo ludzi ale jak na ironię losu to właśnie w tłumie czlowiek czuje się najbardziej samotny... Czuję się szczęśłiwa że mam tu kochającego męża i teściową dzięki temu nie odczuwam tak bardzo tej samotności..
 


Przez ten czas zdążyłam zwiedzić trochę Victorii. i Australia to naprawdę piękny kraj ale zawsze gdzieś w głębi duszy będzie się porównywać z Polską. Tutaj rozmawiałam z wieloma osobami którzy tak jak ja wyemigrowalii jedynie potwierdzają to co sama czuję.
Osoby z którymi rozmawiałam to emigranci którzy są tu tak krótko ja ale i też ci którzy są tu kilkadziesiąt lat.

Czy żałuję że tu przyjechałam? Nie, nie żałuję mimo że czasem jest naprawdę jest trudno zrozumieć swoje emocje i uczucia. Nie tylko ja mówię że nigdy nie będę Australijką a w Polsce nigdy nie będę Polką. Jestem świadoma tego że kiedyś jak pojadę do Polski do mych rodzinnych stron to mimo że wszystko będę pamiętać co gdzie jest ale będę się czuć wyobcowana.. Jakbym nie była u siebie...
Pamiętam jak kiedyś pierwszy raz poszłam do domu polskiego Albion i kelner zapytał mnie się po polsku co podać i niestety emocje wzięły górę oraz łzy zaczęły lecieć po twarzy a po skończonym posiłku mąż zaproponował żebyśmy poszli na koncert piosenek polskich. Bardzo się starałam ukryć swoje emocje ale niestety ( nie jestem dobrą aktorką) pewien starszy pan powiedział iż widział jak bardzo przeżywam oraz że na pewno niedawno przyjechałam tutaj do Australii. Pocieszył jedynie że z czasem będzie lepiej. Przyznam się szczerze, brakuje mi polskiej mowy oraz rozmowy z rodakami. Czasem trochę trudno jest zrozumieć że tu ludzie mają nieco inne podejście do życia.
Za to w moim domu mówi się po polsku ( chociaż mąż wolałby żeby mówić po angielsku), trzymam polskie tradycje dla siebie i teściowej i w przyszłości dla dzieci które przyjdą na świat
 
Jak to bywa w życiu nigdy nie będziemy mieć wszystkiego naraz i zawsze jest tak że jak coś mamy to kosztem czegoś innego.. 
Tak jak kiedyś powiedziała mi moja sąsiadka Iwa że ma swym domu kawałek Macedonii, tak staram się stworzyć kawałek mego kraju w swoim domu.