sobota, 23 czerwca 2012

Dzień drugi i trzeci

Na drugi dzień wstałam wypoczęta wyciągnęłam się i pomyślałam że przez dwa dni będę Cassino oraz Molo. Jak tylko rozliczyłam się  z właścicielem to zapytałam się jak dojść na Monte Cassino oraz  Molo  Od powiedział mi że z ulicy Karlikowskiej trzeba przejść przez parking na ulicą Puławską oraz następnie skręcić na Plac Rybaków a tam gdy zobaczę Bar Przystań skręcić w lewo i cały czas iść prosto. Posłuchałam się wskazówek i faktycznie doszłam ale po drodze zobaczyłam na wprost morze! Poszłam tak jak się  wchodzi do baru i nie mogłam uwierzyć że faktycznie jestem i patrzę na Morze Bałtyckie.. Od bardzo dawna nie czułam takiej radości! Ten szum wody oraz krzyk mew coś niesamowitego!
Kiedy już się nacieszyłam widokiem poszłam na sopocki "Monciak" czyli ulicę  Monte Cassino jest tam pełno barów, kafejek, restauracji ale w tym czasie było dużo kibiców z Irlandii, Hiszpanii. Niemiec, Chorwacji...

Szum, gwar ,śmiech,radość,  śpiew na każdym kroku uśmiech i entuzjastyczne powitania. Coś wspaniałego!
Kiedy przeszłam już cały Monciak wróciłam się żeby zobaczyć Molo. Po zapłaceniu wstępu weszłam na ten drewniany deptak, a tam pełno ludzi różnej narodowości ale uśmiechnięci i zadowoleni z spaceru. Poszłam na sam koniec Molo podziwiając jachty, łódki i mini stateczki cały czas uśmiechając się do siebie, wracając wstąpiłam do kawiarenki zamówiłam wielką porcje lodów oraz espresso.
Siedziałam tak jedząc lody i podziwiając piękną niebieską barwę morza, a wiatr ciągle figlarnym powiewem bawił się moimi włosami.. Z powrotem szłam plażą w ręce trzymałam torebkę i buty, szłam samym brzegiem morza pozwalając żeby woda obmywała mi stopy...
Kiedy już się znalazłam przy drodze gdzie miałam skręcić oczyściłam stopy z piasku i zadowolona wróciłam do domu.
Czułam się lekko zmęczona gdyż przez całe 6godzin spacerowałam. Na następny dzień zaplanowałam odwiedzić Latarnię Morską gdzie weszłam na samą górę i podziwiałam panoramę Molo i Sopot potem obejrzałam maleńki dwór Sierakowskich a w drodze powrotnej w barze Przystań Rybaków zjadłam wybornego  Halibuta z frytkami oraz piwem. Po sutym obiedzie wyruszyłam  na spacer brzegiem morza pozwalając żeby wody Bałtyku moczyły mi nogi woda była lekko chłodnawa ale mnie to nie przeszkadzało ..
Spacerowałam sobie tak przez kolejne 3 godziny chodząc w tą i z powrotem ... Dużo osób w ten sam sposób spacerowali a nawet zdarzyło się ze chodzili wraz kijkami.
Na koniec spaceru poszłam do baru zamówiłam sobie półwytrawne polinezyjskie wino oraz podziwiałam zachód słońca....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz