niedziela, 11 października 2015

Na australijskiej wsi..

  U mnie znów nawał obowiązków które nie pozwalają dawać na blog regularnie postów lecz z opóźnieniem.. Czasem myślę sobie, że mieszkając w Polsce czy w Niemczech życie było jakieś spokojniejsze niż w Australii...
Tydzień temu zostaliśmy zaproszeni do Woodstock ( to jedna z australijskich wsi) na lunch. Ten dzień był piękny słoneczny dzień i lunch mieliśmy na werandzie gdzie mogliśmy podziwiać piękne widoki...
Australijska wieś jest inna niż polska. Po pierwsze domy sąsiadujące ze sobą nie są tak blisko jak w Polsce lecz są dość daleko. Po drugie są tu takie drzewa owocowe jak: cytryny, mandarynki, pomarańcze oraz nasze europejskie drzewka owocowe.
Po trzecie o poranku nie budzi nas tylko pianie koguta ale również wrzask papug oraz kukabura i zapewniam was te wrzaski obudzą największego śpiocha!  A po czwarte odwiedzają tutaj gospodarzy tacy goście jak kangury oraz possumy te ostatnie są uważane za szkodników ( pod ochroną) które niszczą korę drzew oraz drewniane belki w domu.  Odnośnie ptaków zwłaszcza papugi są tu utrapieniem dla rolników i sadowników. Ptaki te niszczą owoce i sadzonki.. Tak więc poza małą ilością deszczu to australijscy rolnicy mają też  inne zmartwienia o plony..
Zapomniałam wspomnieć, że na koniec tego wspaniałego dnia gospodarze zrobili mi miłą niespodziankę.. na zakończenie podano mi herbatę w filiżance z bolesławieckiej ceramiki !
Tutaj naczynia z Bolesławca są naprawdę drogie.. na przykład filiżanka bez talerzyka kosztuje $ 30 !
Gospodyni ( Australijka polskiego pochodzenia) powiedziała mi ze większość naczyń z Bolesławca kupiła w Polsce...



Drzewo cytryny


Drzewo orzecha Makadamia


Moja Stefanka oraz ceramika z Bolesławca
 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz