środa, 21 grudnia 2011

Gdy patrzę na Heidi to czuję przerażenie ... przecież ona była normalną zdrową kobietą, urodziła dwie córki, a choroba Parkinsona zniszczyła nie tylko ciało ale też psychikę dziś przez cały dzeń siedziała z głową na kolanach, nie wiem czy czuje ból. Od dwóćh próbuje napisać list i jakiś plan świąteczny ale zawiesza się na cały dzień i to jest przerażające... Zmienniczka przekazała mi że może miec humory ale już tutaj jestem tydzień i jest spokój. Zauważyłam iż pacjenci którymi   się zajmuję są przy mnie spokojni , lepiej się czują i mają wiecej energii do życia.
Heidi się poddała całkowicie umarła za życia dla nas tzw ludzi.. ale czy my zdrowi żyjemy za życia czy umarliśmy i jesteśmy jak Heidi w swoim świecie? Mamy swoje sprawy, problemy(często wymyślone przez nas samych),pracę i myślimy że żyjemy. Czy oby napewno żyjemy?
Nie cieszymy się słońcem. wiatrem czy deszczem...nie bierzemy od życia to czego chce nam dać lecz kurczowo się trzymamy to co nam się wydaje bezpieczne, a często jest powodem bólu  i rozczarowania. Kurczowo trzymamy się partnera który nas nie kocha, pracy co nie daje satysfakcji, gonimy za pieniądzem zapominając o tym że też powinnyśmy żyć  i zrobić wszystko aby to Życie było Życiem a nie  trumną niespełnionych marzeń...
Teraz przybywam w Świecie Heidi ale tęsknię za swym życiem za zabawą słońcem ludźmi. Weszłam do jej świata dobrowolnie, nie musiałam przyjeżdzać tutaj ale jestem.
Coraz częściej marzę o odpoczynku od tej pracy ale wiem że powinnam jeszcze w następnym roku być w tym zawodzie. Nedaleko jakieś 25km jest morze a nie wiem czy je zobaczę, cały dzień przybywam i pilnuję Heidi jak jej mąż wróci to  już jest ciemno żeby wyjść pozostaje mi czekać do weekendu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz